Główni oskarżeni to Michał W. ps. "Tajbo" (do tej pory niekarany, ojciec dwóch małych córek), oraz recydywista Tomasz K. ps. "Scarface". Obaj od ponad dwóch lat przebywają w areszcie. Prokuratura żądała dla nich 25 lat więzienia.
- Działali z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie, to jest wyeliminowanie pokrzywdzonego jako osoby stanowiącej konkurencję dla strefy wpływów przestępczych - przekonywała prokuratura wysyłając do sądu akt oskarżenia.
Po ponad roku procesu, sąd doszedł do innych wniosków. W czwartek Michał W. został skazany na 12 lat pozbawienia wolności za zabójstwo, ale z zamiarem ewentualnym, a nie bezpośrednim. To znaczy, że zadał cios niebezpiecznym narzędziem (prawdopodobnie maczetą), ale nie miał zamiaru zabić, choć powinien przewidywać, że używanie takich narzędzi jak maczeta niesie ze sobą tragiczne skutki.
- Oskarżeni w ogóle nie planowali zabójstwa jak ustaliła prokuratura. Doszło do awantury i sprawa wymknęła się spod kontroli z tragicznym finałem. To nie była jakaś zorganizowana grupa przestępcza z podziałem na role - uzasadniał wyrok sędzia Paweł Balcerowicz z Sądu Okręgowego w Szczecinie.
Co do Tomasza K., sąd uznał, że to co zrobił w ogóle nie było zabójstwem, a raczej udziałem w śmiertelnym pobiciu. Dlatego skazał go na 6 lat więzienia.
- Jestem niewinny - powtórzył „Scarface”.
Trzeci z oskarżonych, Norbert N. ps. "Norek: został uniewinniony od udziału w śmiertelnym pobiciu. To on pierwszy został zaatakowany przez Krzysztofa S. i jego brata.
- To my zostaliśmy zaatakowani, dostałem cios i ukruszył mi się ząb – tłumaczył w trakcie procesu.
- W innych okolicznościach mógłby pan występować w tej sprawie jako pokrzywdzony - skomentował sędzia Balcerowicz.
Nadzwyczajne złagodzenie kary dostał Paweł K., kuzyn Tomasza K. Po zatrzymaniu poszedł na współpracę z prokuratura i opowiedział, co wydarzyło się trzy lata temu przy ulicy Goleniowskiej w Szczecinie.
- Ja tam w ogóle nie chciałem jechać, bo byłem chory. Tomek mnie zmusił. On groził naszej rodzinie, że nam poprzestrzela kolana. Bałem się go - mówił podczas procesu Paweł K.
W czwartek nie przyszedł do sądu. Od dawna jest na wolności.
Zarzuty usłyszało też kilka osób, które pomagały oskarżonym zacierać ślady i uciekać. W czwartek też usłyszeli wyroki. Odpowiadali z wolnej stopy.
Wyrok jest nieprawomocny. Adwokaci głównych oskarżonych zapowiedzieli apelacje. Wyrok zaskarży zapewne też prokuratura.
Wyrok wzbudził zainteresowanie nie tylko mediów i rodzin oskarżonych. W sporej grupie do sądu przyszli też zawodnicy sportów walki.
Jatka
18 lutego 2016 r. Krzysztof S. z bratem zjawili się w salonie gier przy ul. Goleniowskiej. Chcieli rozmawiać o wpływach z interesu. Przyjechali tam oskarżeni. Jeden z nich miał otrzymać cios od któregoś z braci S. Od tego momentu zaczęła się bijatyka zakończona uderzeniem maczetą w głowę Krzysztofa S. Były bokser szukał jeszcze ratunku na komisariacie, ale rana okazała się śmiertelna.
Tomasz K. i Michał W. przekonywali w czwartek sąd, że mimo wyroku powinni wyjść na wolność i że nie uciekną. - Są ferie, spotkałbym się z dziećmi - mówił Michał W.
- Mój klient nawet codziennie może się stawiać na policji w ramach dozoru - przekonywał mec. Jakub Łysakowski, obrońca Michała W.
Sąd się nie zgodził.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Sprawa zabójstwa "Skorupy". Finał głośnego procesu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?