Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Majcher: jestem narzędziem do ataków na ojca

Tomasz Mateusiak
Tomasz Mateusiak
– Żaden przedsiębiorca w Zakopanem nie ma tak ciężkiego życia jak ja – mówi Grzegorz Majcher, który postawił w mieście dwie samowole budowlane

Przez ostatnie kilka miesięcy był Pan - i dla wielu osób w Zakopanem dalej jest - wrogiem publicznym numer jeden. Taka świadomość pewnie mocno przeszkadza w codziennym życiu.
Tak źle nie jest! Ludzie, których spotykam, moi znajomi, najczęściej pytają mnie, czy oni dadzą mi spokój? Już wiele razy słyszałem, że gdybym miał inne nazwisko, to wydźwięk całej sprawy na pewno byłby zupełnie inny. To miłe słowa. Natomiast czuję się nieswojo, gdy słyszę niektóre wypowiedzi przedstawicieli opozycji. Upolityczniają sprawę, by de facto zaatakować mojego ojca. Ja mam służyć tylko jako "narzędzie" do zaszkodzenia mojemu ojcu.

"Nagonka" na pana osobę zaczęła się od postawienie tych sławetnych schodów na Krupówkach. Tłumaczył Pan wówczas, że powstały one na skutek błędów przy projektowaniu budynku, oraz że podobnych schodów na terenie Krupówek jest sporo. Rozumiem, że uważa Pan, że zrobiono z tej sprawy zbyt głośny problem?
Z ogromną determinacją dążę do wyjaśnienia tej sprawy. Współpracuję z niezależnymi organami publicznymi. Proszę zwrócić uwagę, że ze względu na moje pokrewieństwo z burmistrzem miasta, sprawa trwa dłużej. Mój ojciec, w trosce o przejrzystość sprawy, wyłączył się z niej i obecnie rozpatruje ją burmistrz Nowego Targu (to Samorządowe Kolegium odwoławcze zdecydowało o tym - przyp. red.). Myślę, że gdyby nie upór opozycji, czyli jej ciągłe odwoływanie się od decyzji burmistrza Marka Fryźlewicza, pewne decyzje już by zapadły i sprawa schodów byłaby do końca wyjaśniona. Dałoby to punkt odniesienia dla wszystkich podobnych spraw na Krupówkach. Zapewniam jednak, że chcę zrobić wszystko, by wyjaśnić tę sprawę. Jeśli w kwestii schodów potwierdzi się to, co mi się zarzuca, będę chciał je naprawić. Dopóki jednak nie będę miał kompletu dokumentów i jasnej oceny prawnej, nic nie mogę zmienić.

Nie bolą Pana ciągłe porównania do ojca i pytania, które są mu zadawane w stylu "Czy nie wstydzi się pan za takiego syna"?
Chciałbym, żeby ojciec był ze mnie dumny, tak jak ja jestem dumny z niego. Jest świetnym burmistrzem, którego wybrali sami mieszkańcy Zakopanego. Natomiast nie chcę, byśmy byli ze sobą porównywani. Nasi znajomi wiedzą, że żyjemy innymi sprawami. Ja od szóstego roku życia jestem bardzo mocno związany ze sportem. Przez dziesięć lat jeździłem w kadrze narodowej w narciarstwie alpejskim. Poza tym większość roku spędzałem dotąd poza domem - czy to na zgrupowaniach, czy na studiach. Natomiast ojciec, odkąd pamiętam, zawsze żył Zakopanem i tym, co się dzieje w mieście.

Prowadzenie biznesu w cieniu ojca burmistrza jest pewnie trudne.
Skrajnie trudne. Wymagania wobec mnie są znacznie wyższe niż wobec innych. Najbardziej na etapie realizacyjnym. Każdy prowadzący jakieś przedsięwzięcie styka się na przykład z kwestiami spornymi. Ja w takich sytuacjach najczęściej jestem poddany innemu, dłuższemu trybowi postępowań administracyjnych. Przykładem niech będzie kwestia schodów. Mój ojciec wyłączył się ze sprawy, więc sprawa przeszła do Nowego Targu. To wydłużyło cały proces, a przecież takie rzeczy - tutaj zgodzi się ze mną wielu przedsiębiorców - i tak trwają w Polsce długo. Z tego powodu od kilku lat uczę się cierpliwości.

Czy gdy pierwszy raz pomyślał Pan o budowie stacji benzynowej, wiedział Pan już, że będzie to początek burzy z pana udziałem?
O stacji myślałem jeszcze zanim ojciec został burmistrzem. W centrum naszego miasta jest tylko jedna stacja znanego koncernu. Konkurencyjność w cenach paliw może natomiast przysłużyć się góralom. Założyłem, że skoro wszystko jest zgodnie z przepisami i bardzo restrykcyjnymi wymogami, to warto się tego podjąć. Stacja na mojej działce uprości życie wielu osobom. Upolityczniania sprawy na takim poziomie jednak nie przewidywałem.

To może powie nam Pan, co tak naprawdę stało się z drzewami na działce pod przyszłą stację paliw przy ulicach Chałubińskiego i Zamoyskiego?
Dokładnie to, co było w oświadczeniu, które kilka tygodni temu publikowaliście w waszej gazecie. Decyzją Samorządowego Kolegium Odwoławczego o sprawie rozstrzygał wójt gminy Kościelisko. Uzyskaliśmy od niego zgodę na wycięcie trzydziestu drzew. W związku z tą decyzją wnieśliśmy naliczoną opłatę. Nie widzę w tym niczego złego! Mieszkańcy mają prawo do rozporządzania swoją własnością, prowadzenia inwestycji czy budowy na własnych posesjach. Przepisy prawa dopuszczają możliwość usunięcia drzew rosnących na nieruchomości. Trzeba jednak spełnić ściśle określone tymi przepisami warunki. Tak się dzieje co roku na wielu zakopiańskich posesjach. Tak też dzieje się na działce będącej moją własnością. Wszystko tu jest jasne i przejrzyste.

Czy to prawda, że stosunkowo rzadko rozmawia Pan z ojcem?
O sprawach politycznych czy urzędowych faktycznie prawie w ogóle nie rozmawiamy. Podobnie o moich inwestycjach i związanych z nimi dokumentach. On ma na głowie mnóstwo różnych spraw publicznych. Ja mam swoje prywatne. Po ostatniej burzy to się trochę zmieniło. Staram się informować ojca, na jakim etapie są sprawy i jakie są następne kroki. Bywa o to pytany. Chcę też, by wiedział, jak bardzo zależy mi na wyjaśnieniu i zlikwidowaniu wszelkich wątpliwości prawnych dotyczących moich inwestycji.

To może teraz przeskoczymy z centrum miasta na Antałówkę. Chce Pan jeszcze mieszkać w domu na Antałówce? Ten budynek najpierw spłonął, a później przyniósł Panu inne kłopoty?
Muszę przyznać, że ostatnio często o tym myślę. Pożar tego domu był wielkim problemem, także finansowym. Nie był jeszcze ubezpieczony. Z córką patrzyliśmy, jak się palił. Potem patrzyliśmy, jak się buduje. A teraz jak budowa stoi. Nie wiem, jak się tam będzie mieszkać. Jeśli dom ostatecznie zostanie dokończony, to mam nadzieję, że będę żył w nim dobrze i z dala od polityki.

Boi się Pan posiedzeń sądu, który będzie badać sprawę schodów przy Krupówkach i domu na Antałówce?
W sprawach sądowych nie mam żadnego doświadczenie i na pewno będę przeżywać każdą wizytę w gmachu sądu. Rozprawa to coś poważnego, dlatego bardzo poważnie to traktuję.

Zamierza Pan budować coś w najbliższym czasie?
Zamierzam, ale już nie w Zakopanem.

Czy uważa Pan, że to w porządku, by sprawy biznesowe i rodzinne wykorzystywała polityczna opozycję ojca do ataków na niego?
Nie. To nie jest w porządku. Zwłaszcza ta agresywna postawa. Niektórzy z liderów opozycji nie wiedzą nawet jak wyglądam, a wypowiadają się na temat sprawy, jak gdyby wiedzieli o niej i o mnie wszystko. Kiedyś przysłuchiwałem się jednej z debat przedwyborczych i nie mogłem się nadziwić, skąd w tych ludziach tyle jadu. Jak dla mnie, polityka to bardzo nieciekawa sfera. Podziwiam ojca, że potrafi sobie z tym radzić, zachować wysoką postawę moralną i jeszcze robić tyle dobrego dla miasta.

Chciałby Pan kiedyś zostać burmistrzem Zakopanego?
Widząc, jak wiele, nawet w lokalnej polityce, jest ludzkiej zawiści, złości i rzucania kłód pod nogi tym, którzy robią coś dobrego dla obywateli - nawet o tym nie myślałem. Poza tym wiem, że lepszego burmistrza niż teraz, Zakopane nie będzie miało już nigdy!

A jaki jest Grzegorz Majcher od prywatnej strony?
Uwielbiam narciarstwo. To moja pasja. A najbardziej odnajduję się jako tata - wszyscy mówią mi, że wtedy oczy mi błyszczą i dużo się śmieję. Moja córka to mój cały świat. To jej chcę zapewnić najlepszą przyszłość.

Rozmawiał Tomasz Mateusiak

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na suchabeskidzka.naszemiasto.pl Nasze Miasto