Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Najtwardszy góral” znęcał się nad synami. Trafił do paki

Tomasz Mateusiak
Jan C. z Bukowiny Tatrzańskiej znów dał o sobie znać. Mężczyzna z bogatą kryminalną przeszłością, który ostatnio wykreował siebie na eksperta w sprawie przewozów konnych na szlaku do Morskiego Oka, zaczął terroryzować ludzi na rodzinnym Głodowskim Wierchu. Tym razem jego ofiarą padli synowie.

Żona wyleciała przez okno
Jan C. to w Bukowinie znana postać. W latach 2011-2012 często gościł na łamach „Gazety Krakowskiej”. Stracił licencję fiakra, bił żonę i wyrzucił ją przez okno, wszczynał awantury z sąsiadami (konflikt o drogę), zaatakował policjantów pięściami, groził śmiercią prokuratorom i sędziom z Zakopanego, a także urządził sobie rajd samochodowy okolicznymi drogami, będąc pod wpływem alkoholu. Wówczas w rozmowie z dziennikarzem „GK” kazał nazywać siebie „najtwardszym góralem na Podhalu”. Ostatecznie w 2012 roku trafił do więzienia na 14 miesięcy.

Długo spokojny nie był
Kiedy Jan C. siedział za kratami, we wsi zrobiło się spokojniej. Również przez dwa lata po jego wyjściu na wolność nie dochodziło do awantur. Porywcza natura mężczyzny od grudnia zeszłego roku coraz bardziej dawała jednak o sobie znać.

- W minioną środę mieliśmy kolejne już wezwanie na Głodowski Wierch - mówi Roman Wieczorek, rzecznik prasowy zakopiańskiej policji. - Poinformowano nas, że trwa tam awantura rodzinna. Na miejscu okazało się, że wszczął ją Jan C. Gdy policjanci próbowali go uspokoić, zaatakował także ich.

Po tym incydencie Jan C. najbliższe dwa miesiące spędzi za kratkami.

- Sąd aresztował go tymczasowo na nasz wniosek - zaznacza Barbara Bogdanowicz, prokurator rejonowa w Zakopanem. - Uznałam, że trzeba go na jakiś czas odizolować od rodziny, nad którą znęca się od grudnia zeszłego roku.

Ofiarami „najtwardszego górala” padli jego synowie (żona dawno się od niego wyprowadziła - przyp. red.). Najmocniej oberwał najstarszy Bartek. Dorosły już mężczyzna nie może pogodzić się z ostatnimi działaniami swojego ojca. Jan C. najpierw bowiem próbował odzyskać licencję na pracę przy przewozach konnych na drodze do Morskiego Oka (stracił ją w 2009 roku, ponieważ wiózł za dużo pasażerów na wozie), a gdy mu się to nie udało, zaczął się mścić na sąsiadach.

Kilka tygodni temu telewizja TVN wyemitowała w swoim reportażu o sytuacji koni w Tatrach rozmowę z Janem C. Ten odgrywał przed kamerami rolę nawróconego woźnicy, który przyznał, że konie w górach są męczone przez jego kolegów.

Gdy dzień później byliśmy pod domem rodziny C., udało nam się porozmawiać z synem Bartkiem.

- Mój ojciec to konfident i mu spuszczę łomot za to, co zrobił. Doniósł animalsom na sąsiadów pracujących jako wozacy - zapowiedział twardo młody góral.

Odbiła woda sodowa?
Zdaniem sąsiadów, występ Jana C. przed telewizyjnymi kamerami spowodował, że stał się ponownie agresywny. W środę, przed aresztowaniem, przez cały dzień chodził po Bukowinie Tatrzańskiej ubrany w garnitur, z teczką dokumentów pod pachą i zaczepiał każdą napotkaną osobę.

- Groził, że na wszystkich ma kwity - opowiada jeden z mieszkańców wioski. - Dobrze, że go zamknęli, bo komuś mogłyby w końcu puścić nerwy.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rabka.naszemiasto.pl Nasze Miasto