Właściciel marketu nie chce płacić za antresolę

Problemy właściciela nowotarskiego supermarketu E.Leclerc rozpoczęły się w 2009 r. Wówczas w płomieniach (nie bez winy samego Tomasza Ż., który pozwolił robotnikom spawać stalowe elementy w magazynie, za co później został skazany ) stanęła należąca do niego hala handlowa. Jeden z najbogatszych nowotarżan szybko rozpoczął jej odbudowę, ale podczas pracy zapomniano o kilku "szczegółach".

- Jednym z tych "szczegółów" była antresola (rozległy balkon, gdzie umieszczono część sklepów w galerii handlowej) - mówi Gabriela Przystał, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego z Nowego Targu (PINB). - Ta część sklepu została wybudowana nielegalnie, bo niezgodnie z projektem. Brakuje na niej m.in. wystarczającej liczby wyjść ewakuacyjnych. Mimo to właściciel wpuścił na nią klientów.

Antresola działa nielegalnie od 3 lat. Chcąc zmusić właściciela do jej zamknięcia, PINB nałożył na Ż. jednorazową karę w wysokości 5 tys. zł, ale zyski, jakie Tomasz Ż. czerpał z jej użytkowania, były zdecydowanie większe.

Przełom nastąpił w 2012 roku, gdy na antresoli wydarzył się groźny w skutkach wypadek. Z niezabezpieczonej antresoli spadł na betonowe podłoże 2,5-letni chłopiec. Dziecko przez kilkanaście dni walczyło o życie w krakowskiej klinice. Po tym zdarzeniu Tomasz. Ż złożył wniosek o legalizację antresoli i zaczęły się prace nad dostosowaniem jej do przepisów.

Jak ustaliła "Krakowska", 23 kwietnia 2013 roku nowotarski PINB wydał zgodę na legalizację antresoli. Gdyby wówczas Tomasz Ż. wpłacił do kasy urzędu stosowną w takich przypadkach opłatę, to jego budynek dziś działałby już prawdopodobnie legalnie.
Inwestor przestraszył się jednak wysokości opłaty legalizacyjnej i złożył od jej wysokości odwołanie do wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego.

- Nie mogę powiedzieć, ile dokładnie wynosi opłata, jaką nowotarski PINB nałożył na właściciela budynku E.Leclerca - mówi Artur Kania, wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego z Krakowa. - Przyznaję jednak, że to kwota bardzo duża. Czy rzeczywiście powinna mieć taki rozmiar, jeszcze nie zdecydowaliśmy.

Decyzja o tym, czy odwołanie inwestora jest słuszne, zapadnie za kilka tygodni. Gra jest warta świeczki, bo - jak wyliczyliśmy - opłata, jaką musi wnieść Ż., waha się pomiędzy 375 tys. a 937 tys. zł. Zakładając, że teraz jest ona najwyższa z możliwych, biznesmen liczy więc, że na odwołaniu uda mu się "zaoszczędzić".

- Dla mnie to jest jednak zabawa w ciuciubabkę - kręci głową Marek Moskwa, mieszkaniec Nowego Targu. - Ten człowiek od 3 lat zarabia na nielegalnej budowli i nikt mu nie może nic zrobić. Teraz, gdy odmówił zapłacenia opłaty, urzędnicy powinni przestać się z nim bawić i na jego koszt zburzyć antresolę. Skoro budował nielegalnie, to musiał liczyć się z konsekwencjami. Teraz, niestety, to prawo wspiera kombinatorów...

Tomasz Ż. był dla naszej redakcji niedostępny.

Kończ waść, wstydu...
Moim zdaniem, zabawa właściciela E.Leclerca i urzędników PINB trwa zbyt długo i narusza powagę tego urzędu. Właściciel marketu powinien być wdzięczny urzędnikom, że wydali zgodę na legalizację samowoli, na której zresztą zarabia. Tymczasem kręci on nosem, że dostał za dużą opłatę legalizacyjną. Skoro przez lata zarabiał na bezprawiu, to teraz nie może dostać nic za darmo.
Tomasz Mateusiak dziennikarz "Gazety Krakowskiej" na Podhal